Naoczną porażkę w niedawnych wyborach lokalnych poniósł system sondaży exit poll, który chyba nigdy wcześniej aż tak nie zawiódł publiczności… Było to na pewno bolesne dla kandydatów, których szanse wyborcze exit poll radykalnie przecenił – jak Magda Biejat w Warszawie czy Jacek Strojny w Rzeszowie: ich miejsce w drugiej turze prezydenckiej wydawało się pewne, a tu nici.
W tej chwili, tydzień po głosowaniu i tydzień przed drugą turą prezydencką możliwe są tylko powierzchowne oceny i wstępne bilanse wyborcze. Kiedy wszystko ostatecznie się rozstrzygnie, powstaną szczegółowe badania i analizy będzie można głębiej podrążyć i zajrzeć „pod podszewkę” zdarzeń. Wyniki wyborów ogłoszone przez PKW już jednak przynoszą ciekawy materiał.
Bardzo ważny był zewnętrzny kontekst tych wyborów deformujący ich przebieg i wyniki. To ciąg dalszy konfrontacji PiSu (z przystawkami) z anty-PiSem (koalicja 15 października), jak gdyby wybory samorządowe były kontynuacją parlamentarnych. Problemy i wyzwania stojące przed samorządami znajdowały się na drugim planie kampanii wyborczej – mainstreamowe media zajmowały się głównie tym KTO-KOGO: czy PO pokona PiS w sejmikach, w których miastach PiSowcy mają szanse rządzić, kto będzie globalnym zwycięzcą tego „starcia” … itd. itp. Nie było już miejsca na rozmowę o lokalnym rozwiązywaniu problemów mieszkaniowych, transportowych, ochronie środowiska i klimatu, udziale mieszkańców w zarządzaniu, edukacji i pomocy społecznej, usługach opiekuńczych, zagrożeniach dla samorządu, kształtowaniu ładu przestrzennego itd. itp. Jeśli na okrągło walą werble zagrzewające naród (Naród) do walki w obronie ojczyzny (Ojczyzny) przed PiSem/PO (niepotrzebne skreślić), to takie „duperele” spadają z wokandy. Zapewne znaczenie tego „patriotycznego” wzmożenia zależało też od lokalnych uwarunkowań, donioślejszych w mniejszych miastach.
Z punktu widzenia ruchów miejskich (RM) to sytuacja gorsza niż w 2018 r. kiedy to próbowaliśmy, z nienajgorszymi wynikami tu czy tam, wcisnąć się w niewielką przestrzeń pomiędzy wrogimi sobie komitetami PiS i PO, monopolizującymi przestrzeń wyborów. Ale np. w Białymstoku żaden podmiot nie wśliznął się wtedy do tej szczeliny, 100% wziął POPiS, w Warszawie Lewica „urwała” jeden mandat w radzie miasta. A kryzys samorządów postępuje, ma miejsce zniechęcenie i niewiara w możliwości powodowania lokalnych zmian, czego przejawem jest choćby fakt, że w 1/5 gmin urzędujący wójt/ burmistrz nie miał żadnego kontrkandydata, bo nikt się nie zgłosił.
W 2018 r. (jak w 2014 r.) RM skoordynowały się ogólnokrajowo, komitety wyborcze powstały w ok. 20 miastach. Teraz autonomiczne decyzje o formule startu w wyborach środowisk czy osób, były rozproszone i różne. Inicjatywy utożsamiające się z ruchami miejskimi, co wyrażają też w swoich nazwach, już nie zawsze łączą się organizacyjnie. Są też nadużycia marki RM, godzące w nasze idee.
W niektórych z 1013 polskich miast powstały ogólnomiejskie komitety wyborcze RM, w innych aktywiści kandydowali z list partyjnych koalicji 15 października – i tych było najwięcej, powstały też komitety „hybrydowe”, partyjno-społeczne. Istotną zmianą jest odstąpienie od zasady apartyjności, przynależącej do etosu ruchów miejskich na poziomie lokalnym. Z motywacją pragmatyczną – obejścia reguły D’Hondta pozbawiającej mandatów mniejsze komitety, nawet z dwucyfrowym poparciem procentowym. Wyniki wyborów trudno więc usystematyzować pod kątem tego, co osiągnęły w nich ruchy miejskie i aktywiści. Sygnalnie można tu pokazać przykłady z niektórych miast, co bynajmniej nie oznacza zlekceważenia pozostałych.
W kilku miastach kandydaci RM na prezydenta/ burmistrza osiągnęli dobre wyniki. Ponownie w Dąbrowie Górniczej wygrał wywodzący się z Ruchów Miejskich Marcin Bazylak, z prawie 60% poparciem (Inicjatywa Dąbrowska). Kinga Wiśniewska w Ostródzie z komitetu Rzecz Jasna otarła się o drugą turę, zabrakły trzy głosy (14% poparcia) … Jacek Strojny w Rzeszowie (Razem dla Rzeszowa) wg exit polla do drugiej tury wszedł, ale po weryfikacji wyszedł na rzecz kandydata PiS – z wynikiem 20,5%. Inni wypadli gorzej, ale nad progiem – w Poznaniu Łukasz Garczewski (KWW Społeczny Poznań) 6,1%, w Toruniu Piotr Wielgus, współzałożyciel ZS Kongres Ruchów Miejskich kandydujący z listy Lewicy – 5,7%, w Trzciance Piotr Halama komitet 3. Drogi z 6,67% poparcia itd.
Trudno ocenić, ilu kandydatów związanych z RM zdobyło mandaty radnych miejskich, bo startowali oni pod różnymi szyldami. Wiadomo o tych, którzy kandydowali z komitetów ruchów miejskich. W Sopocie kandydaci Kocham Sopot uzyskali trzy mandaty, w tym dla v-ce prezes zarządu KRM Grażyny Czajkowskiej. W Ostródzie komitet stow. RzeczJasna uzyskał jeden mandat, podobnie jak Wspólny Olsztyn. Czworo radnych zdobył komitet Razem dla Rzeszowa, z Jackiem Strojnym. W Warszawie w ramach komitetu Lewica i Społecznicy kandydaci stow. Miasto jest Nasze zdobyli trzy mandaty miejskie, w tym lider Jan Mencwel. W 6 radach dzielnic 12 mandatów przypadło MJN, w tym na Mokotowie dla Agnieszki Krzyżak-Pitury, v-ce prezes zarządu KRM (stow. Rodzic w Mieście).
Z list partyjnych mandaty radnych miejskich m.in. zdobyli: w Poznaniu Dorota Bonk-Hammermeister (Lewica) i Tomasz Wierzbicki (KO), b. liderzy Prawa do Miasta; w Gorzowie Wlkp. Marta Bejnar-Bejnarowicz (3 Droga), b. prezes zarządu KRM; w Katowicach Patryk Białas (KO), b. v-ce prezes zarządu KRM; w Trzciance Piotr Halama (3 Droga) Fundacja Marchewkowe Pole; we Wrocławiu Jakub Nowotarski (KO) Akcja Miasto; w Krakowie Tomasz Leśniak (KO) lider Miasta Wspólnego, wcześniej stow. Kraków Przeciw Igrzyskom.
To zestawienie jest fragmentaryczne i zdecydowanie należy je uzupełnić. A czego dokonają społeczni radni działając osobno dopiero się okaże.
You must be logged in to post a comment.