Ruch Kocham Sopot powstał w 2010 roku na fali niezadowolenia mieszkańców z działań o charakterze korupcyjnym związanych z wykorzystywaniem funkcji przez prezydenta.
Wówczas, w wyborach samorządowych kandydat Kocham Sopot przegrał z urzędującym prezydentem zaledwie o kilka głosów, ale wprowadziliśmy do Rady Miasta 4 radnych. W następnych wyborach w 2014 roku kandydatka na stanowisko prezydentki miasta otrzymała 28% głosów, ale w 2018 już tylko 19%. Wynik wyborczy ruchu Kocham Sopot w 2014 roku nie był zły, mimo że zainteresowanie osobami, które mają za cel miastopogląd a nie pogląd polityczny nie było znaczące. Z kolei w 2018 roku ogólnopolski dualizm partyjny PO i PIS spowodował, że w ocenie wyborców jakość pracy osób na rzecz miasta zaczęła mieć mniejsze znaczenie niż przynależność partyjna. Sopot jest też specyficznym miastem, w którym mieszka szef PO, a prezydent miasta jest od wielu lat politykiem bardzo aktywnym na arenie ogólnopolskiej, wyraziście podkreślającym niechęć do PIS. Ponieważ te nastroje anty PIS są w Sopocie dość powszechne, w celu dyskredytacji Kocham Sopot prezydent od 2014 roku powtarza publicznie argument, że „Kocham Sopot to krypto PIS”. I niestety ta narracja utrzymała się do tegorocznych wyborów. Nawet oficjalne poparcie kandydatów Kocham Sopot przez członków stowarzyszenia Polska 2050 oraz polityków tej opcji nie miało znaczącego wypływu na decyzje sopocian.
Podczas kampanii wyborczej mieszkańcy często komunikowali nam, że Sopot wymaga nowej wizji, nowej osoby na stanowisku prezydenta, zgadzali się w dużej mierze z przekonaniem, że styl zarządzania miastem się nie zmieni w przypadku wyboru protegowanej Jacka Karnowskiego. Obserwowaliśmy w kampanii ogromną ilość reklam wyborczych Koalicji Obywatelskiej w postaci tysięcy plakatów na ulicach, płatnych kampanii reklamowych w mediach społecznościowych oraz spotów polityków/celebrytów ogólnopolskich zapewniających, że najlepszym wyborem na fotel prezydenta będzie była wiceprezydentka. Kandydaci Ruchu Kocham Sopot prowadzili poza plakatowaniem intensywną kampanię door to door. Wydaliśmy 4 numery gazety w formie papierowej, która dotarła do wszystkich mieszkań w mieście, w mediach społecznościowych pojawiały się promowane spoty. Oczywiście nasze środki finansowe i możliwości operacyjne były duże mniejsze niż machina związana z byłą wiceprezydentką miasta.
W efekcie wyborów Kocham Sopot stracił 1 mandat w Radzie Miasta, a nasz kandydat na prezydenta osiągnął wynik 18,57% w porównaniu z 59% kandydatki KO. Kolejny raz – w trzecich z kolei wyborach – musieliśmy dementować zarzuty, że nie jesteśmy finansowani przez PIS, że nie jesteśmy w jakiejkolwiek koalicji z PIS i zapewniać, że jesteśmy bezpartyjnym ruchem miejskim. Wybory w Sopocie miały w naszej ocenie charakter partyjny, czyli poparcia dla KO lub PIS. Poparcie partyjne kandydatów ponowie miało większe znaczenie dla mieszkańców, a merytoryczna dyskusja i ocena programów wyborczych zeszła na dalszy, mało istotny plan.